Zanim wypłynie Orzeł

cze 6, 2013 | Felietony

mbsZapowiedź odnalezienia wraka ORP Orzeł powinna nas przygotować na falę publikacji przypominających jego dzieje. Jedno jest pewne, znów otrzymamy porcję nieprawdziwych, żeby nie powiedzieć fałszywych informacji na temat bałtyckiej kampanii okrętu. Clou wrześniowych wydarzeń było internowanie Orła w Tallinie, a następnie jego ucieczka spod straży. Tradycyjna narracja mówi więc, że nasz okręt wszedł do estońskiego portu legalnie, korzystając z prawa azylu morskiego, a źli gospodarze pod wpływem nacisków niemieckich bezprawnie go internowali. Właśnie w ten sposób przypomniał historyczne okoliczności kmdr por. Bartosz Zajda z Biura Prasowego Marynarki Wojennej w artykule opublikowanym w niedzielę na portalu Defence 24. Szkoda, bo w ten sposób znów ucieka nam okazja do lepszego zrozumienia świata.

Przypomnijmy, XIII konwencja haska (o prawach i obowiązkach mocarstw neutralnych w razie wojny morskiej”) została zawarta w 1907 roku. Jej celem było, między innymi, uregulowanie azylu morskiego, czyli prawa do nieobwarowanej żadnymi wymogami 24-godzinnej wizyty okrętu strony wojującej w porcie neutralnym. Konwencja zezwoliła państwom na odmowę stosowania tego zwyczaju, bo stosowany „mechanicznie” godził w ich suwerenność. W 1938 roku państwa skandynawskie oraz Litwa, Łotwa i Estonia zawarły umowy, w których ujednoliciły swoje przepisy na wypadek wojny. Potwierdziły wówczas prawo azylu dla okrętów nawodnych a jednocześnie odmówiły go okrętom podwodnym wskazując jednak wyjątkowe sytuacje, gdy odmowa nie obowiązywała z powodów humanitarnych (np. stan pogody lub uszkodzenie grożące zagładą okrętu). Oznaczało to, że prawie każde wejście okrętu podwodnego strony wojującej na ich wody terytorialne będzie pogwałceniem neutralności i tym samym nałoży na te państwa obowiązek internowania naruszyciela, a ten będzie miał – zgodnie z XIII konwencją – obowiązek poddać się internowaniu.

Co ciekawe, oficerowie na Orle i na pozostałych naszych okrętach podwodnych, ba, nawet ich przełożeni w Dowództwie Floty, nic nie wiedzieli o zmianach w prawie neutralności krajów otaczających Bałtyk! Do tego polskie poselstwo w stolicy Estonii nie pamiętało o estońskich przepisach z grudnia 1938 roku (mimo że w pierwszych dniach wojny gospodarze oficjalnie przypomnieli ich treść) i nie ostrzegło kadry Orła przy pierwszym kontakcie.

Natomiast Estończycy niewątpliwie byli obowiązani stosować własne prawo i zastosowali je natychmiast. Komisję, która miała zbadać, czy zawinięcie Orła podpada pod humanitarne wyjątki, wysłali o godzinie drugiej w nocy, czyli w cztery godziny po tym, jak dowiedzieli się o obecności okrętu na redzie (o wizycie tej komisji nie napisał Jerzy Pertek w swojej monografii Orła). Już nad ranem najwyższe władze państwa znały raport stwierdzający „fakt symulacji awarii”. Jak ustalił polski badacz, formalną decyzję o internowaniu Orła podjęto między szóstą a dziewiątą rano, czyli – biorąc pod uwagę różnicę czasu – zanim centralne urzędy w Berlinie rozpoczęły pracę. Osiem nocnych godzin, to za mało, żeby rozwinąć dyplomatyczne naciski, szczególnie przy ówczesnych środkach łączności.

Oskarżanie kogokolwiek za to, że postępował praworządnie, jest niemądre i szkodliwe. Zarzut, iż Estończycy wyrzekli się w sprawie Orła suwerenności – uwieczniony nawet na polskiej tablicy pamiątkowej w Tallinie – jest niesprawiedliwy i obraźliwy (obrażanie narodu w jego stolicy jest chyba czymś gorszym niż niegrzeczność). Lepiej pamiętać słowa, które usłyszał Alfred Światły, gdy spotkał córkę szefa estońskiego wywiadu, panią Karin Saarsen (już kiedyś cytowaliśmy ją na tych łamach, ale nie szkodzi powtórzyć). Miała 12 lat, gdy 18 września 1939 roku obudził ją nocny telefon. Pamięta, jak tata trzymał słuchawkę: „Uciekli? Jak to, uciekli?”. I po chwili przerwy rozkazał: „Otworzyć ogień, ale strzelać tak, żeby nie trafić”.

Marek Błuś