Mimo, że nie posiadamy floty pod polską banderą, absolwenci Akademii Morskich są naszym eksportowym złotem wprowadzając do gospodarki około 2 mln euro rocznie. Alfred Naskręt, dyrektor Szkoły Morskiej w Gdyni oraz Tomasz Degórski rzecznik prasowy Akademii Morskiej w Gdyni nakreślą specyfikę, nadzieje i problemy polskiej edukacji morskiej.
Polska gospodarka morska od lat jest powiązana siecią relacji z globalnym biznesem morskim. Szkoły morskie kształcą oficerów na potrzeby międzynarodowych przedsiębiorstw armatorskich. Jak w tych warunkach funkcjonuje polskie szkolnictwo morskie.
AN: Wydzielmy sektory szkolnictwa morskiego. Dla większości odbiorców kształcenie morskie to program oparty na Konwencji STCW lub żądania armatorów. Zdecydowana większość kandydatów przysposabianych do zawodu marynarza trafia na statki tradycyjne, legitymując się konwencyjnymi certyfikatami i dyplomami. Gospodarka morska jest obecnie potężnym sektorem działalności ekonomicznej. Jeśli porównamy liczbę osób wykształconych zgodnie z Konwencją STCW, czyli pracujących w flocie handlowej z ilością pracowników po kursach offshore, odkryjemy równowagę ilościową między tymi grupami. Wachlarz poza konwencyjny rozwija się tak dynamicznie, że staje się on w polskich szkołach morskich coraz bardziej zauważany.
Ostatnio uruchomiliśmy najnowocześniejsze w Polsce symulatory DP. Jesteśmy niezwykle zadowoleni widząc ile osób korzysta z naszej oferty. Prócz szkoleń konwencyjnych i offshore dodatkowo realizujemy zadania armatorów. W naszej ofercie mamy ok. 150 kursów. Mniej więcej 30 % to szkolenia oparte o STCW. Dużą popularnością cieszy się np. szkolenie pracowników zatrudnionych na farmach wiatrowych. Zajęcia odbywają się w oparciu o standardy Global Wind Organisation. Finalnym odbiorcą wiedzy jest pracownik związany z sektorem morskim, nie koniecznie pełniący służbę na pokładzie jednostki.
TD: Jesteśmy uczelnią wyższą, więc oprócz wymogów, które stawia przed nami Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju kształcimy również zgodnie z konwencją Międzynarodowej Organizacji Morskiej IMO. Dostosowujemy ofertę edukacyjną do perspektyw w zakresie zatrudnienia naszych absolwentów. Wiemy, że w ciągu najbliższych kilku lat zapotrzebowanie będzie ogromne, zwłaszcza jeśli chodzi o stanowiska oficerskie.
AN: Ilość kursantów Szkoły Morskiej w Gdyni utrzymuje się na stałym poziomie od kilku lat. Oczywiście w każdej chwili jesteśmy przygotowani na przyjęcie większej liczby kursantów. Tradycyjnie największą grupą zagraniczną są Czesi i Słowacy. Co roku oficerski rynek pracy zasila ok. 80 osób (zarówno mechaników jak i nawigatorów), absolwentów naszej szkoły.
TD: Wszyscy absolwenci kończący wydziały i specjalności morskie znajdują zatrudnienie w globalnej flocie handlowej. W perspektywie wielu lat możemy być spokojni o miejsca pracy dla naszych absolwentów. Nie ma problemów ze zdobyciem pracy w zawodzie. Studenci będąc już na praktykach morskich z reguły podpisują umowy na podjęcie pracy z chwilą ukończenia uczelni. Praktyki są płatne, studenci mają już pierwsze rozeznanie rynku shipingowego. Wszyscy ci, którzy decydują się na podjęcie pracy na morzu otrzymują ją. Absolwenci podejmujący pracę w zapleczu lądowym, lub portowo-morskim są również merytorycznie przygotowani do tego, by znaleźć i podjąć pracę zgodną z wykształceniem.
Polskie szkolnictwo na poziomie podstawowym, zawodowym, czy średnim nie zawiera praktycznie żadnego programu związanego z morzem. Oznacza to, że kandydata na oficera trzeba wyuczyć wszystkiego „od A do Z”. Czy stanowi to problem w polskim kształceniu morskim?
AN: Osobiście oczekuję wielkich zmian. W latach 60. czy 70. nie spotkałem się z żadnym programem marynistycznym. Mimo to w czasach istnienia floty narodowej, zawód marynarza kojarzył się z oknem na świat. Kandydatów do zawodu nie brakowało. Sytuacja obecna jest diametralnie różna od tej sprzed lat. Przykładem są organizowane przez nas akcje edukacyjne. Plan „partnerstwo dla morza” został niedawno odwołany z powodu braku efektów. Odwiedzaliśmy szkoły, w ciągu roku rozdaliśmy tysiące płyt z informacjami i ofertą edukacyjną. Niestety promocja zawodów morskich nie spotyka się z odzewem ze strony młodzieży szkolnej. Młodzi ludzie nie mają świadomości perspektyw otwierających się przed dobrze wykształconym oficerem. Gdy na prezentacjach mówimy, że 23- letni absolwent szkoły morskiej może zarobić 3 tys. dolarów miesięcznie ,jest to odbierane z niedowierzeniem. Wybiera się łatwe kierunki studiów ,które nie stwarzają dużych możliwości na rynku pracy.
TD: Wiedzę z zakresu przedmiotów morskich kandydaci na oficerów zdobywają na uczelni. Dla nas większym problemem było jak do tej pory przygotowanie absolwentów szkół średnich do podjęcia nauki w uczelniach technicznych. Wymagamy dobrego przygotowania z zakresu przedmiotów ścisłych a zwłaszcza matematyki, fizyki i chemii. Przez wiele lat matematyka nie była na maturze przedmiotem obowiązkowym, w związku z tym znaczna część absolwentów szkół średnich zamykała sobie poniekąd drogę na uczelnie techniczne. W chwili gdy matematyka wróciła na egzamin maturalny odczuliśmy wzmożone zainteresowanie uczelniami technicznymi, w tym szkołami morskimi. Mamy możliwość wybierania najlepiej przygotowanych do nauki kandydatów. Poziom kandydatów z przedmiotów ścisłych oraz średnia ich ocen jest coraz wyższy. Na wydziale nawigacyjnym przy maksymalnej ilości punktów wynoszącej 100, wielu kandydatów osiągnęło po 80-90 punktów. Mniejszy niż kiedyś jest natomiast poziom wiedzy kandydatów na temat historii morskiej kraju. Młodzi ludzie nie kierują się już tylko romantyzmem. Obecnie przeważa racjonalne podejście do obierania kierunku studiów. Młodzi zadają sobie pytanie odnośnie wybory przyszłego zawodu. Wysokość zarobków naszych absolwentów przemawia do młodych ludzi. Student będący jeszcze na praktyce jest w stanie zarobić 1 tyś dolarów, po rozpoczęciu kariery zawodowej zarabia 2-3 tyś dolarów. Kapitan jednostki w flocie handlowej może zarobić nawet 10 tyś euro. Absolwent wydziału nawigacyjnego w wieku około 30 lat ma szansę zostać kapitanem. Praca na morzu ma swoją specyfikę. Należy liczyć się z oderwaniem od rodziny. Część kandydatów po kilku latach pływania podejmuje pracę w lądowych sektorach gospodarki morskiej. Z naszych obserwacji wynika, że część młodych ludzi nie do końca potrafi się asymilować, nawiązywać specyficznych relacji społecznych. Praca na morzu daje wymierne korzyści finansowe, ale nie wszyscy absolwenci łączą z nią plany na całe życie.
Jak wygląda kwestia znalezienia zatrudnienia po ukończeniu akademii lub dobrej szkoły morskiej?
AN: Absolwenci Szkoły są silnie zdopingowani do znalezienia zatrudnienia , ponieważ zainwestowali w siebie płacąc za naukę. Ponad 90% podejmuje pracę w swojej branży. Marynarze dostarczają zyski dla budżetu państwa. Kiedyś obliczono, że 1 z nich generuje 10 miejsc pracy na lądzie . Zostawiają pieniądze w postaci podatku VAT oraz przyczyniając się do rozwoju lokalnej gospodarki.
Czy z pieniędzy podatnika opłaca się kształcić kadry morskie dla potrzeb zagranicznego armatora? Czy jest sens utrzymywania akademii morskich w sytuacji, gdy nie ma polskiej floty narodowej?
AN: Prestiżem i obowiązkiem państwa jest dostarczyć społeczeństwu możliwości edukacyjne. Wynika to z zapisów konstytucji RP. Gdy 17 lat temu zakładaliśmy Szkołę Morską zewsząd spotykaliśmy się z krytyką. Kilka lat później w strukturach Akademii Morskiej powstała wydzielona szkoła, podobna do naszej. Stanowi to odpowiedź na zadane pytanie. Przepisy STCW precyzują, że do zdobycia zawodu oficera pokładowego, czy to mechanika potrzebne jest wykształcenie średnie. Skupmy się na porządnym wykształceniu kandydata, zbudujmy szkolnictwo policealne na dobrym poziomie zamiast rozciągać zdobywanie umiejętności na wiele lat. Oczywiście Konwencja podaje minimum wykształcenia ,a każdy kraj ma prawo dopisywania przedmiotów . Z naszego punktu widzenia jest to niepotrzebne. Rozwlekanie zdobycia uprawnień do wykonywania zawodu w czasie i rozbudowywanie systemu szkolnictwa z warunkach braku floty narodowej jest stratą pieniędzy.
Organizacja Szkoły Morskiej w Gdyni jest oparta na modelu brytyjskim. Od wyspiarzy przejęliśmy system organizacji nauki. Pierwszy rok Słuchacz spędza na nauce w szkole, następnie zdobywa przez rok doświadczenie na morzu ,po czym znów zdobywa wiedzę teoretyczną. Powinniśmy stawiać jak największy nacisk na umiejętności praktyczne. Wysoki poziom kształcenia manifestuje się dużym nasyceniem przedmiotami zawodowymi- językami obcymi, nawigacją, materiałoznawstwem.
TD: Nasi absolwenci, którzy podejmują pracę w flocie światowej, w odróżnieniu od innych grup zawodowych, np. lekarzy nie wiążą swojej pracy ze zmianą miejsca zamieszkania. Nasi absolwenci pracują zagranicą, ale statystycznie rzadko tam mieszkają. Pieniądze zarobione na kontraktach wydają w Polsce. Ministerstwo Finansów potwierdza, że zainwestowany 1 zł w edukację morską procentuje 10 złotymi wracającymi do budżetu państwa w postaci podatków i inwestycji. Z finansowego punktu widzenia gospodarka nie traci na szkolnictwie morskim.
Jak prezentuje się szkolnictwo morskie w Polsce w porównaniu z systemem kształcenia w krajach, które mogą pochwalić się znacznie dłuższą tradycją morską?
AN: Absolwent dobrej szkoły czy akademii morskiej praktycznie niczym się nie różni od swojego kolegi z Holandii czy Wielkiej Brytanii. Mówię to z całą świadomością, ponieważ miałem okazję pracować z fińskimi kadetami. Jedyny problem może stanowić niedostateczna znajomość języka obcego przez Polaków. Za tę odpowiedzialna jest Administracja Morska poprzez system egzaminowania. Najlepszą formą jest egzamin ustny. Marynarze muszą rozumieć wydawane komendy, komunikować się z resztą załogi. W Szkole 6-8 godzin języka obcego w tygodniu stanowi dobrą podstawę do kształtowania umiejętności zawodowych. Dodatkowo,niektóre zajęcia prowadzone są w języku angielskim, dysponujemy również potężną biblioteką elektroniczną firmy Seagull , gdzie wszystkie publikacje są w języku angielskim.
W Wielkiej Brytanii uruchomiono wart miliony funtów program rządowy mający na celu promocję pracy na morzu. Analogiczną inicjatywę podjęto w Niemczech. Efekty akcji były znikome w stosunku do poniesionych nakładów. Przyciągnięto młodych ludzi do szkół ale na morzu się nie sprawdzili.
Szkoła Morska jest jedyną placówką w Polsce prowadzącą selekcję kandydatów do pracy na morzu przed przystąpieniem do nauki. Kandydaci przechodzą test psychologiczny pod kątem przydatności do pracy na morzu. Ok. 30% spośród Nich odesłano do domów.
TD: Począwszy od drugiego roku studiów zaczynamy naukę technicznego języka morskiego, który w codziennej pracy oficera umożliwia pokonanie bariery zawodowej. Język obcy nie stanowi już żadnej bariery komunikacyjnej dla polskich załogantów.
TD: Na świecie szkoły morskie z reguły kończą się na pierwszym stopniu, czyli odpowiedniku naszego tytułu inżynierskiego. Prawdziwe wyższe studia morskie z reguły są związane z morskimi uczelniami wojskowymi. Poziom kształcenia jest porównywalny, może nawet w pewnych aspektach na zachodzie Europy jest on nieco bardziej ukierunkowany. My wychodzimy z założenia, że absolwent wyższej uczelni oprócz wiedzy technicznej musi mieć wiedzę ogólną, dlatego wprowadzamy również przedmioty ogólno inżynierskie, a także wiadomości z ceremoniału morskiego, historii, socjologii, podstaw psychologii, prawa morskiego. Poziom wykształcenia polskich absolwentów jest oceniany bardzo pozytywnie.
Czy szkoły morskie spotykają się z problemem niedostatecznej liczby kandydatów?
AN: Czynni oficerowie pracujący na jednostkach floty handlowej awansują, starzeją się lub odchodzą z branży. Zmagamy się z potężnymi problemami jeśli chodzi o umieszczanie naszych kadetów na statkach floty handlowej. W zakresie praktyk współpracujemy z firmami Hartmann, Essberger, Star Reefers.Pomagają nam również agencje crewingowe , przykładowo Agencja Morska w Gdyni, Intermarine oraz wiele innych.
Wspomniane agencje powinny wywierać większy nacisk na armatorów w sprawie przyjmowania polskich kadetów. Jest to o tyle ważne, że w pewnym momencie zabraknie polskich oficerów. Duża część kadry przechodzi do branży offshore, która oferuje lepsze warunki.
TD: Dostęp praktykantów do miejsc na pokładzie statków jest zależny od sytuacji w flocie. W kulminacyjnym momencie kryzysu gospodarczego rejsy wielu jednostek były zawieszone, redukowano również liczebność załóg. Uczelnia posiada stałe umowy z dużymi firmami, armatorami i agencjami crewingowymi. Obecnie nie odczuwamy prawie żadnych problemów w kwestii dostępu do praktyk. Oczywiście łatwiej jest w tym względzie młodzieży ze szkół morskich a nie wyższych. Absolwenci dwuletnich szkół morskich uzyskują uprawnienia do pracy na morzu. Absolwenci szkół wyższych mają ambicję obejmowania wyższych stanowisk, niejednokrotnie muszą więc czekać nieco dłużej na odpowiednią ofertę.
Wiele lat temu, gdy w Polsce istniało jeszcze szkolnictwo zawodowe przez Akademię Morską przewijało się wielu absolwentów szkół zasadniczych po technikach. Okazywali się oni zdecydowanie lepiej przygotowani do pracy niż absolwenci liceów ogólnokształcących. Szkoła nauczyła ich wielu przydatnych na statku umiejętności. Dziś większość kandydatów rekrutuje się spośród absolwentów liceum ogólnokształcących i często brak im praktycznych umiejętności.
Główne problemy i nadzieje polskiego szkolnictwa morskiego.
AN: Informacja o uregulowaniu spraw socjalnych marynarzy poprzez „ustawę o pracy na statkach morskich” dotrze do młodych ludzi i przekona ich, że warto wiązać swoją przyszłość z morzem. Być może doprowadzi to do większego zainteresowania zawodem. Umiejętności prezentowane przez polskich oficerów są wysoko oceniane na rynku. Drobne mankamenty można przezwyciężyć przekształcając system nauczania, tak, by pasował on do wymogów armatorów.
TD: Gdyby polska gospodarka morska miała jednoznacznie ustalone priorytety, gdybyśmy wiedzieli co będzie się działo w tym obszarze za parę lat, byłoby nam łatwiej dostosowywać program nauczania do bieżących potrzeb gospodarki. Nie wiemy jak w przyszłości będzie wyglądała kwestia finansowania szkół wyższych. Dobrym uczelniom, tzn. takim, które są nastawione na badania naukowe, będą przyznawane wyższe fundusze. My również staramy się, by rezultaty naszej pracy naukowej znalazły odbicie w kontaktach ze światem gospodarczym (część budżetu uczelni otrzymujemy z dotacji państwowej, część natomiast wypracowujemy sami ). Jesteśmy uczelnią, która kształci eksploatatorów, musimy zatem zwracać uwagę na zapewnienie naszym absolwentom wiedzy potrzebnej im w zawodzie, nie koniecznie takiej, którą można rozwijać potem w sposób naukowy.
M.O.