Leszek Kłoda: Brutalne napady niebezpieczniejsze od pirackich

cze 21, 2012 | PŻM

Morza i Oceany: – Czy lato jest okresem sprzyjającym dla piratów?

081Leszek Kłoda, kierownik Sekcji Ochrony Armatora w PŻM:

– Czerwiec, lipiec i sierpień to okres południowo-zachodnich monsunów na oceanie Indyjskim, czyli porywistych wiatrów powodujących krótka wysoką falę. Nie jest to korzystne dla operowania małymi zwrotnymi łodziami ( skiff ) którymi posługują się piraci podczas bezpośredniego ataku na statki. W związku z tym ostatni okres to spadek liczby ataków na statki w rejonie otwartego oceanu.

Nie mniej jednak nie oznacza to ich zaprzestania. Piraci przenieśli się na spokojniejsze wody Morza Czerwonego, szczególnie w rejon cieśniny Bab el Mandeb, wybrzeży Erytrei i cieśniny Ormuz. I z  tych miejsc na bieżąco dochodzą sygnały o atakach na statki.

 

 

Morza i Oceany: – W których rejonach mórz i oceanów można się ich obawiać?

 

Leszek Kłoda: – Generalnie zagrożenie występuje w HRA ( high risk area ) na Oceanie Indyjskim oraz rejonie Indonezji i na południu Morza Chińskiego. Ostatnio bardzo niebezpiecznym rejonem stała się Zatoka Gwinejska, gdzie dochodzi już nie pirackich, ale bandyckich napadów na statki i infrastrukturę związaną z tamtejszymi polami naftowymi. Napady te przez swoja brutalność są znacznie niebezpieczniejsze dla załóg statków od pirackich, o ile można mówić w ogóle o bezpieczeństwie w takich sytuacjach.

Morza i Oceany: – Czy polskie statki, zwłaszcza Polskiej Żeglugi Morskiej, są na tyle zabezpieczone, że nie grozi im żadne niebezpieczeństwo?

Leszek Kłoda: – Statki polskich operatorów w rejonie HRA i Afryki Zachodniej muszą liczyć się z zagrożeniem i stosują środki w celu ich uniknięcia. Jest to odpowiednie przygotowanie statku łącznie z opcją zatrudnienia uzbrojonej ochrony na okres przejścia przez rejon zagrożenia. PŻM prowadzi politykę unikania tych rejonów i swoje statki w rejon Azji prowadzi wokół Afryki. Jest to dłuższa droga, ale biorąc pod uwagę koszty jakimi są: zagrożenie dla załogi, ubezpieczenia statku, załóg i ładunku – bilans przemawia za tą opcją. Tym bardziej, że mamy do czynienia z trampingiem, nieco liberalniejszą czasowo formą transportu, a nie z liniami żeglugowymi, które muszą za wszelką cenę utrzymać reżim czasowy. Jest to, niestety, koszt istnienia na obecnym słabym rynku żeglugowym.

Dziękujemy

Rozmawiał: Bogdan Tychowski